Jak wszyscy – to i my. Nasz specjalny wysłannik i sztokholmski korespondent odwiedził dziś słynną szwedzko-wrocławską restaurację MAX. A gwarantuję Wam – takiego eksperta w kwestii burgerów z MAX-a nie ma nigdzie w całej Szwecji.
Ostatnio jeden ze szwedzkich portali wypuścił quiz “Jak dobrze znasz restaurację MAX”. Ja, choć MAX to zawsze mój pierwszy i ostatni przystanek w Sztokholmie (no dobra, jest ich jeszcze kilka w międzyczasie, bo lubię te burgery NA MAXA), wymiękłam przy pierwszym pytaniu. Nasz Adam miał 19/20. Więc warto posłuchać, co ma na ten temat do powiedzenia. Wiedział nawet, w którym roku i gdzie otwarto pierwszą restaurację. Wariat, serio.
- Pierwsza rzecz, na którą zwrócił uwagę to fakt, że brakuje tam jakiegoś szwedzkiego akcentu – bo skoro będzie to szwedzki gigant na całym świecie to powinien promować swój piękny kraj. IKEA robi to całkiem nieźle!
- Wielki plus zdobył wystrój – jest dużo ciekawszy niż wnętrza szwedzkie. Dodatkowo – w Polsce są inne i fajniejsze opakowania produktów.
- Minusem jest cena – ale tego się chyba spodziewaliśmy. Ceny hamburgerów są porównywane do tych, które można zjeść dobrych restauracjach.
- Burgery są smaczne, choć ich smak różni się od oryginałów. W szwedzkim MAX-ie burgery są lepiej wypieczone i solidniej doprawione.
Ogólna ocena: 8/10. Jest to miejsce zdecydowanie godne polecenia.
Aldona&Adam
Chcesz poznać historię restauracji MAX?
Zajrzyj do wpisu, w którym opowiadamy nieco więcej o Richardzie Bergforsu.